Zakon zyskiwał nie tylko przywileje, które zapewniły mu wyjątkową pozycję w społeczeństwie i Kościele. Rosły również jego posiadłości na Wschodzie i w Europie. Posiadłości templariuszy znajdowały się we wszystkich niemal krajach chrześcijaństwa zachodniego już w pierwszym pokoleniu rycerzy. Największe były we Francji, Hiszpanii i Portugalii. Ale komandorie i dobra ziemskie mieli również w Anglii, we Włoszech, w Niemczech, na Węgrzech i w innych krajach.
Na początku XIII wieku dotarli nawet na ziemie polskie. Bogate uposażenia i komandorie templariuszy znajdowały się głównie na Pomorzu Zachodnim i na Śląsku. Książę pomorski Barnim I darował im w roku 1234 posiadłości okręgu bańskiego. Było to rozległe terytorium puszczańskie, słabo zaludnione, obejmujące okolice Bani, Swobodnicy, Rurki, Pyrzyc i Gryfina. Templariusze zasiedlili je osadnikami niemieckimi. Od połowy XIII wieku siedzibą komandorii stał się zamek w Rurce. Drugą komandorią pomorską templariuszy był Czaplinek, darowany zakonowi z przyległymi dobrami i jeziorami w 1286 roku przez księcia wielkopolskiego Przemyśla II. Templariusze popierali na tych terenach ekspansję niemiecką. Stawali po stronie margrabiów Brandenburgii, którzy mieli w nich oddanych sprzymierzeńców przeciw książętom polskim i pomorskim. Czasem dochodziło do poważnych konfliktów. W roku 1291 książę pomorski Bogusław IV za najazd i rabunek dóbr templariuszy został obłożony klątwą kościelną. Książęta śląscy Henryk Brodaty i Henryk Pobożny obdarowali hojnie zakon na Ziemi Lubuskiej i na pograniczu śląsko-łużyckim. Poza tym templariusze mieli co najmniej dwie komandorie na Śląsku: w Oleśnicy i Legnicy. Jakiś czas templariusze przebywali również w Łukowie, osadzeni tu być może dla obrony Małopolski i Mazowsza przed najazdami litewsko-jaćwieskimi i pruskimi. Wiadomo także o akcji militarnej templariuszy na ziemiach polskich w roku 1241. Walczyli oni wówczas u boku księcia śląskiego Henryka Pobożnego w bitwie z Tatarami pod Legnicą.
Templariusze posiadali w Europie zamki oraz ufortyfikowane klasztory w miastach. Przede wszystkim jednak własnością zakonu były duże posiadłości ziemskie, lasy, winnice i sady, hodowle bydła i koni. Z zachowanej korespondencji ostatniego wielkiego mistrza Jakuba de Molay widać, jak wiele miejsca poświęcał on sprawom gospodarczym zakonu. Do templariuszy aragońskich pisał: "Wydaliśmy komandorowi Walencji polecenie, aby możliwie najszybciej zakupił jęczmienia. Uważajcie na młode drzewka, żeby je wiatr nie przewrócił; pilnujcie, aby nie uszkodziły je zwierzęta... Wydaje się nam, że nadszedł już czas, aby zacząć ujeżdżać konie... Donosimy wam, że budujemy właśnie okręt za 6000 solidów. (* Solid - średniowieczna jednostka wagowo--pieniężna (obrachunkowa), równa ok. 20-25 g srebra; solid dzielił się na 12 denarów (srebrnych monet)) Pytacie nas, czy macie przysłać daktyle. Nie chcemy ich, wolimy pieniądze". Poza posiadłościami europejskimi templariusze mieli rozległe dobra ziemskie w Królestwie Jerozolimskim, przede wszystkim w jego północnej części. Szybki wzrost posiadłości templariuszy drażnił wielu współczesnych. Uważano ich za ludzi zachłannych, którzy wykorzystują każdą sytuację, aby powiększyć swoje dobra. Znany moralista z początku XIII wieku, Jakub z Yitry, który przebywał jakiś czas na Wschodzie i był biskupem Akki, kieruje pod adresem zakonu następujące słowa: "Każdy z was składał ślub ubóstwa wyrzekając się osobistej własności, ale jako wspólnota zakonna chcecie mieć wszystko".
Niejednokrotnie próbowano ustalić dochody templariuszy z ich olbrzymich dóbr. Dochody były z pewnością duże, choć trudno dokładnie ocenić ich wielkość. Piotr Dubois, doradca króla francuskiego Filipa IV Pięknego, obliczał, że na początku XIV wieku posiadłości templariuszy powinny przynosić 800 000 funtów rocznego dochodu. Jeśli nawet suma ta nie jest absolutnie pewna, daje ona jednak wyobrażenie o wielkości majątku zakonu. Nie wydaje się też nieprawdopodobna wiadomość, że wielki mistrz Jakub de Molay, udając się w swą ostatnią podróż na Zachód, wziął ze sobą 150 000 sztuk złotych monet i 10 mułów obładowanych srebrem. Dokumenty historyczne i zapiski kronikarzy niejednokrotnie wspominają o olbrzymich sumach pieniędzy, jakimi dysponowali templariusze. Do tych spraw wrócimy za chwilę. Teraz wyjaśnijmy, że bogactwo zakonu płynęło nie tylko z posiadłości ziemskich, uprawianych przez dzierżawców, zależnych chłopów i niewolników.
W XII wieku templariusze rozwijali się jako organizacja militarna - zakon rycerski. Ale jednocześnie zaczęli zajmować się coraz bardziej sprawami odległymi od rzemiosła wojennego, mianowicie operacjami finansowymi. W rezultacie byli nie tylko żołnierzami, lecz także międzynarodowymi bankierami i finansistami. Ich dwa największe domy w prowincjach zachodnich - templum w Paryżu i Londynie - były od końca XII stulecia centrami europejskiego rynku pieniężnego. Tutaj królowie, papieże i możni feudałowie deponowali swoje dochody, klejnoty i cenne przedmioty; tutaj dokonywali wpłat, kiedy chcieli przesłać pieniądze do innego kraju lub na Wschód; tutaj zaciągali pożyczki. Ta właśnie działalność templariuszy, prowadzona z czasem na szeroką skalę, przynosiła im duże zyski, zapewniała poważne wpływy na dworach władców i możnych. Była podstawą potęgi i wielkości zakonu, ale jednocześnie jedną z głównych przyczyn jego gwałtownego upadku.
Templariusze byli idealnymi bankierami. Ich ufortyfikowane klasztory i zamki, strzeżone przez mnichów-rycerzy, zapewniały bezpieczeństwo powierzonych w depozyt pieniędzy, złota i klejnotów. Według informacji kronikarzy złożone u templariuszy cenne przedmioty i pieniądze przechowywano w skrzyniach, zamkniętych na solidne zamki i kłódki. Czasem także podczas ekspedycji wojennych jej uczestnicy powierzali templariuszom swoje pieniądze. Jan de Join-ville - kronikarz francuski i doradca królewski - pisze, że w czasie wyprawy krzyżowej króla francuskiego Ludwika IX do Egiptu (1248-1254) templariusze wieźli na jednej ze swych galer skrzynie ze srebrem uczestników krucjaty. Kiedy w roku 1250 król z resztkami swej armii wzięty został do niewoli, sułtan Egiptu zażądał okupu w wysokości 500 000 funtów turoneńskich, co równało się milionowi złotych bizantów. Była to suma olbrzymia, dlatego jej spłatę rozłożono na raty. Pierwsza rata okupu wynosiła 200000 funtów, ale i tej ilości srebra nie zdołano zebrać. Zabrakło jeszcze 30 000 funtów. Postanowiono więc brakujące pieniądze wziąć z depozytów, znajdujących się u templariuszy. Ci jednak nie chcieli wydać srebra bez wyraźnego pozwolenia będących w niewoli klientów. Zabrano je wiać siłą, a templariusze - zdając sobie sprawę z trudnej sytuacji krzyżowców - stawiali tylko pozorny opór.
Był to wypadek dość rzadki. Często bowiem templariusze nawet na żądanie swoich klientów stanowczo się sprzeciwiali wydawaniu powierzonych sobie pieniędzy i kosztowności. W roku 1199 wpłynęła do papieża skarga na templariuszy, którzy nie chcieli oddać biskupowi Tyberiady (w Palestynie) 1300 bizantów i kosztownych przedmiotów, zdeponowanych w skarbcu zakonnym przez jego poprzednika podczas wojny z Saracenami. Inny, charakterystyczny wypadek opisał kronikarz angielski, Mateusz Paris. W roku 1232 jeden z możnych feudałów, Hubert de Burgh, faktyczny władca Anglii w czasie małoletności króla Henryka III (1216-1227), został wtrącony do więzienia w zamku londyńskim. Majątek jego uległ konfiskacie i król Henryk zażądał wydania dużego skarbu, złożonego przez więzionego feudała u templariuszy londyńskich. Komandor zakonny sprzeciwił się królewskiemu żądaniu twierdząc, że nie może wydać skarbu bez zgody depozytariusza. Wtedy król wymusił zgodę Huberta, ale skarbu nie otrzymał. Depozyt Huberta został bowiem tylko - używając dzisiejszych pojęć - przelany na konto króla. Złożono go po prostu w skrzyniach królewskich, pozostał jednak w skarbcu templariuszy. Kiedy później los Huberta de Burgh odmienił się i został on ułaskawiony, depozyt wrócił do jego skrzyń w londyńskim templum.
Zdarzały się wypadki zbrojnych najazdów na domy templariuszy, gdzie były zdeponowane pieniądze i cenne przedmioty. Kroniki zanotowały jeden taki napad w 1263 roku na templum londyńskie. Anglia przeżywała wówczas głęboki kryzys wewnętrzny. Pod wodzą Szymona de Montfort wybuchło powstanie przeciw królowi Henrykowi III. Do walki z buntownikami przystąpił syn króla, książę Edward, który postanowił u templariuszy zdobyć środki do prowadzenia wojny. Z liczną więc świtą udał się Edward do templum londyńskiego. Zastał bramy klasztoru zamknięte, ale pod pretekstem obejrzenia zdeponowanych tam klejnotów jego matki udało się księciu wejść do środka. Kiedy Edwarda zaprowadzono do skarbca, towarzyszący mu rycerze zaatakowali templariuszy, obezwładnili ich i żelaznymi drągami rozbili skrzynie. Zabrano wówczas około 10 000 funtów. Mówiono, że zrabowane srebro należało do feudałów i kupców londyńskich, którzy również mieli depozyty w skarbcu zakonnym. Po raz drugi skarbiec templariuszy w Londynie został naruszony w 1307 roku. Dokonał tego nowy król, Edward II, który - oszczędzając skrzynie osób prywatnych - zabrał wówczas 50 000 funtów srebra, klejnoty koronne i inne cenne przedmioty.
Templum paryskie, podobnie jak dom londyński, prowadziło operacje pieniężne na dużą skalę. Przez okres stu lat - od króla Filipa II Augusta do Filipa IV Pięknego - było centrum administracji skarbowej królestwa. Skarbnicy paryskiego domu templariuszy niejednokrotnie byli doradcami finansowymi króla Francji i zarządcami jego skarbu. Uważano ich za urzędników korony i powierzano im wszystkie ważniejsze sprawy pieniężne królestwa. Jednym z pierwszych znanych skarbników templum paryskiego był brat Aymard, bliski współpracownik króla Filipa II Augusta. Na dworze cieszył się dużym zaufaniem. W roku 1218 został wyznaczony na egzekutora testamentu królowej Ingeborgi, kilka lat zaś później był jednym z trzech egzekutorów testamentu samego króla Filipa II Augusta. Ostatnim skarbnikiem domu paryskiego był Jan de Tour. Aresztowano go 13 października 1307 roku, kiedy razem z innymi urzędnikami dworu był w Rouen, na posiedzeniu izby skarbowej Normandii.
Wiele możnych osób miało u templariuszy w Paryżu swoje konta bankowe. Należała do nich na przykład Blanka Kastylijska, matka króla Ludwika IX i regentka w czasie jego małoletności. W templum paryskim gromadzono dochody z jej posiadłości, a zakon pokrywał wydatki dworu królowej. Klientami domu paryskiego byli też bracia króla Ludwika IX, Alfons z Poitiers i Karol hrabia Anjou, od roku 1265 król Sycylii.
Charakterystycznym rysem działalności templariuszy jest fakt, że w interesach finansowych zachowywali oni neutralność międzynarodowych bankierów. Tak na przykład podczas sporów i walk między królami Francji i Anglii templariusze służyli pomocą finansową jednym i drugim. W tym samym czasie, kiedy skarbnik templum paryskiego był doradcą skarbowym i bliskim współpracownikiem króla Filipa II Augusta, templariusze londyńscy służyli cenną pomocą jego przeciwnikowi, królowi Anglii Janowi bez Ziemi. Działali zresztą rozważnie, dbając o jak największe zyski. Gdy udzielali pożyczek, wymagali od dłużnika zastawu lub poręczyciela. W roku 1216 templariusze udzielili opactwu Cluny 1000 funtów pożyczki; za zwrot tych pieniędzy ręczyła własnymi dobrami hrabina Szampanii. Kiedy około 1240 roku cesarz Baldwin II z Konstantynopola wziął pożyczkę od templariuszy na Wschodzie - dał im w charakterze zastawu relikwie "krzyża świętego", na którym umrzeć miał Chrystus. Był to zastaw cenny, relikwie bowiem miały wówczas dużą wartość handlową. Tenże sam cesarz Baldwin II, gromadząc pieniądze na walkę z Grekami, sprzedał królowi francuskiemu inną relikwię z zasobnego w te przedmioty kultu skarbca konstantynopolitańskiego. Relikwią tą była korona cierniowa Chrystusa, a król Ludwik IX zapłacił za nią 20 000 funtów czystego srebra.
Działalność finansowa templariuszy była różnorodna. Papieże na przykład polecali im często zbierać w Europie podatki krucjatowe, a pieniądze wysyłać własnymi środkami transportu na Wschód. Były to zwykle duże sumy. Kiedy papież Honoriusz III nakazał templariuszom paryskim załatwić wypłatę zebranych we Francji podatków krucjatowych dla krzyżowców w Palestynie, suma ta wynosiła 16 000 funtów srebra. Templariusze często zajmowali się transportem pieniędzy. Silne oddziały wojsk zakonnych zapewniały cennej przesyłce bezpieczne dotarcie do miejsca przeznaczenia. W połowie XIII wieku król angielski Henryk III, przebywając w Gaskonii, pisał do urzędników dworu londyńskiego, aby przysłali mu pieniądze przez "templariuszy, joannitów lub innych godnych zaufania posłańców". Liczne domy zakonne zarówno w Europie, jak i na Wschodzie, a także duże zapasy gotówki jaką każdy prawie dom dysponował, pozwalały templariuszom wprowadzić bezpieczny system bezgotówkowych przesyłek pieniężnych. Rycerze lub pielgrzymi, którzy ruszali w daleką podróż albo udawali się na Wschód, wpłacali pieniądze do najbliższej komandorii w swoim kraju, a po przybyciu na miejsce otrzymywali je z powrotem okazując dowód wpłaty. Tego rodzaju operacji finansowych dokonywali zresztą prócz templariuszy również joannici. Jedni i drudzy stali się wielkimi bankierami krucjat, konkurując skutecznie z domami handlowo-bankowymi kupców włoskich.
Bogactwo, rozległe posiadłości, potęga i wpływy templariuszy były z pewnością silnym magnesem, który do zakonu przyciągał wielu kandydatów. Poddawano ich jednak w późniejszym okresie starannej selekcji, przede wszystkim pod względem urodzenia i przydatności dla zakonu. Tylko kapituła dygnitarzy zakonu, obradująca pod przewodnictwem wielkiego mistrza, mogła decydować o przyjęciu do społeczności zakonnej nowego członka. W rezultacie zakon templariuszy nie był organizacją masową. Z zestawień współczesnego historyka krucjat, Adolfa Waasa, wynika, że w wielkich bitwach na Wschodzie liczba rycerzy zakonnych wynosiła najwyżej około 400 osób. Henryk Finkę zaś obliczył na podstawie akt procesowych, że w latach 1305-1307 liczba templariuszy we Francji wynosiła około 2000 ludzi, a poza Francją - około 2500. Jednak w ogólnej liczbie 4000-5000 templariuszy tylko około 1000 było braćmi-rycerzami, a więc mała grupa ludzi tworzyła właściwy trzon zakonu. Reszta - to byli bracia służebni, rzemieślnicy zakonni i duchowni.
Templariusze zatem byli zakonem elitarnym. Rolę kierowniczą grali w nim synowie rodów feudalnych, najczęściej rycerstwa francuskiego. Z pewnością niewiele różnili się oni od pierwszych krzyżowców i ludzi, którzy później przybywali na Wschód. Współczesnym rzucała się w oczy przede wszystkim duma, pycha i niesłychana chciwość templariuszy. Niektórzy dodawali jeszcze do tego wykazu cech brutalność, przebiegłość i cynizm. Niechętny templariuszom Wilhelm z Tyru tak scharakteryzował ich wielkiego mistrza, Odona z Saint-Amand: "Był hultajem, człowiekiem pysznym i zarozumiałym, o usposobieniu gwałtownym i bezczelnym. Nie bał się wcale Boga i nie miał szacunku dla ludzi". W ówczesnej literaturze był to typowy wizerunek templariusza. Zapewne przerysowany, przejaskrawiony, ale nie do tego stopnia, aby odrzucić go jako niezgodny z prawdą.
"Rycerze w habitach"Edward Potkowski